Seweryna Szmaglewska – „Niewinni w Norymberdze” [Recenzja]
Ostatnio Wydawnictwo Prószyński i S-ka zdecydowało się wznowić klasykę literatury obozowej, czyli książki Seweryny Szmaglewskiej. Na rynku ukazały się już „Dymy nad Birkenau” oraz „Zapowiada się piękny dzień”. „Niewinni w Norymberdze” to jej trzecia książka, relacja z procesów norymberskich spisana ponad dwadzieścia lat po tym wydarzeniu.
Na początku należy zaznaczyć, że „Niewinni w Norymberdze” nie należą de facto do literatury obozowej ani wojennej, bo akcja rozgrywa się w całości w ciągu kilku lutowych dni w 1946 roku. Mimo to jednak w jakiś sposób wpisują się w oba te nurty. Książka ma formę powieści, bardzo ściśle jednak opartej na wątkach autobiograficznych. Bohaterka, którą oczywiście jest sama autorka, przyjeżdża do Norymbergi, by zeznawać w procesie przeciwko zbrodniarzom wojennym. To jednak ekstremalnie trudne i stresujące, tym bardziej że atmosfera w mieście wcale nie wskazuje, że toczy się tam proces takiej rangi. Trwa karnawał, a sędziowie trybunału, dziennikarze i świadkowie wieczory spędzają na balach, koncertach i bankietach. Szmaglewska przyjechała ze zrujnowanej Warszawy, z wycieńczonej kilkuletnią okupacją Polski i przeciera oczy ze zdumienia – w Norymberdze wciąż ludzie potrafią się bawić! I to w dodatku ci sami, którzy innym „zgotowali ten los”. Trzeba przyznać, że nikt inny w Polsce nie napisał, a nawet nie mógłby napisać tej książki – Szmaglewska była jedyną kobietą z Polski i jednym z dwóch polskich świadków, którzy zeznawali w procesie norymberskim. To czyni „Niewinnych…” tak wyjątkową opowieścią – to relacja z absolutnie pierwszej ręki.
Norymbergo, słuchaj! Ten proces ma przesądzić sprawę przyszłości ziemi, być ostrzeżeniem, zagrodzić drogę maniakom, którzy chcieliby powtórzyć obłąkańcze dzieło Hitlera. Powinnam wyjaśnić tu, na tej sali, schludnej, dobrze ogrzanej, zapełnionej po brzegi normalnymi, zachowującymi się poprawnie, sytymi ludźmi, czym był Oświęcim. Po co go zorganizowano. […] Jak mówić? Jak przekazać fetor umierania, smród nędzy, obrzydliwość durchfallu płynącego po nogach? Jak opowiedzieć iloma odmianami śmierci osiągnięto niewiarygodną liczbę zamordowanych w jednym obozie? Co to znaczy tłumy więźniów? To nierealne. Mdląca słabość, kiedy trzeba było patrzeć na mordowanie istoty, która mogłaby żyć jeszcze kilkadziesiąt lat. Przełamanie praw istnienia – stoimy na mrozie w śnieżycy, myśl odbywa coraz krótszą drogę, wyobraźnia rdzewieje, dotykamy przepaści, za chwilę każda z nas może być wdeptana w błoto, przemieniona w mgłę. Dziewiętnastoletnie dziewczyny niemieckie ubrane w uniformy SS nauczono przecinania jednym okrzykiem, skinieniem pejcza tej mgły, która nam wydawała się życiem, zapachem jabłek, barwą słoneczników.
Podczas procesu Szmaglewska miała za zadanie opowiedzieć przede wszystkim o tym, w jaki sposób w obozie Auschiwtz-Birkenau, gdzie przebywała od 1942 do 1945 roku, traktowano dzieci – jej zeznania są więc wstrząsające. Nikogo z pewnością nie zdziwię, mówiąc, że do dziś niezmiennie robią potworne wrażenie, mimo że minęło tyle czasu. Do materiału dowodowego została również włączona jej książka „Dymy nad Birkenau”, dokumentująca codzienne życie w obozie. Ale tak naprawdę całą powieść „Niewinni w Norymberdze” można traktować jako swego rodzaju zeznanie, zapis doświadczeń, a przede wszystkim traum wyniesionych z „kombinatu śmierci”, jakim był Konzentrationslager Auschwitz. Gdy bohaterka obserwowała życie powojennej Norymbergi i patrzyła na zbrodniarzy Trzeciej Rzeszy zasiadających na ławie oskarżonych, napływały do niej wspomnienia, obrazy z obozu, dawni obozowi znajomi (niektórych z nich spotkała zresztą w Niemczech). W jaki sposób podczas krótkiego przesłuchania ma opowiedzieć o tym całym niewyobrażalnym okrucieństwie, które wdziała, pyta sama siebie na kartach książki. Jak miałaby przywołać tysiące ludzi idących na śmierć, pracujące dzień i noc krematoria… To najważniejszy wniosek, jaki wypływa również dla nas, współczesnych czytelników tej książki, z opowieści Szmaglewskiej – nigdy nie będziemy w stanie wyobrazić sobie piekła obozu i nie mamy prawa oceniać ludzi, którzy je przeżyli – ale to nie znaczy, że wolno nam o tym zapomnieć.
Poruszająca jest również relacja Szmaglewskiej z pobytu w kraju Hitlera, jak wciąż postrzegała powojenne Niemcy. Bohaterka nieustannie zastanawia się, kto ze spotkanych na ulicy i na bankietach ludzi uczestniczył w wojnie, kto zabijał na rozkaz nazistów i jak się teraz z tym czuje. Okrzyki po niemiecku przywołują w jej pamięci wrzaski esesmanów w obozie, i choć stara się myśleć trzeźwo, wspomnienia napływają niepowstrzymaną falą. Można odnieść wrażenie, że w opowieści Szmaglewskiej Niemcy z jednej strony przegrali wojnę, ale z drugiej są w pewien sposób wygrani, ponieważ swój cel po części osiągnęli – zburzyli i zniszczyli Polskę, a tę część ludności polskiej, której nie dosięgła fizyczna eksterminacja, zniszczyli psychicznie. Czytając, mamy świadomość, że Polacy, którzy widzieli okropieństwa wojny, długo nie będą w stanie o tym zapomnieć ani wybaczyć. Nie będą potrafili normalnie żyć.
Uważam, że mimo dużego obciążenia emocjonalnego, które niesie za sobą poznawanie literatury obozowej, każdy z nas powinien przeczytać przynajmniej część z tych relacji i odwiedzić obozy, żeby nie zapomnieć o wydarzeniach z czasów drugiej wojny. Przyznaję, że akurat książki Seweryny Szmaglewskiej nie są proste w lekturze – napisane bardzo poetyckim językiem, z rozbudowanymi opisami; nie inaczej jest w przypadku „Niewinnych w Norymberdze”. Kilka dni spędzonych w mieście to ponad 500 stron powieści. Ale warto włożyć trochę wysiłku i wgryźć się w tę narrację, bo w miarę jak kontynuujemy lekturę, oswajamy się stopniowo ze sposobem pisania autorki, choć też ładunek emocjonalny ze strony na stronę rośnie coraz bardziej. To na pewno jedna z tych książek, obok których nie powinno się przejść obojętnie.
Autor: Seweryna Szmaglewska
Tytuł: „Niewinni w Norymberdze”
Wydawca: Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Data wydania: 3 września 2020 r.
Liczba stron: 592
ISBN: 9788381693394