fbpx

Meg Elison – „Księga Bezimiennej Akuszerki” [Recenzja]

0

W książkach postapokaliptycznych pewne motywy powracają regularnie – wielu autorów zmierzch ludzkości wciąż widzi w podobny sposób, z większymi bądź mniejszymi zmianami. Niedawno do ich grona dołączyła Meg Elison, która po swojemu przetworzyła znane obrazy i napisała nową, świeżą opowieść o tym, co może nam kiedyś grozić, boleśnie diagnozując przy tym kondycję współczesnego społeczeństwa.

Już na pierwszych stronach „Księgi Bezimiennej Akuszerki” stajemy się świadkami kataklizmu, który na zawsze odmieni ludzkość. Miliony ludzi umierają na tajemniczą chorobę, gorączkę o niewyjaśnionych przyczynach. Bardziej podatne są na nią kobiety, szczególnie ciężarne, oraz dzieci, dlatego większość z nich nie przeżywa tego przerażającego czasu. Głównej bohaterce, położnej, której imienia nie poznajemy, udaje się przeżyć. Budzi się w szpitalu pełnym zmarłych, w wyludnionym mieście, gdzie od czasu do czasu ulicami przemykają tylko bandy szabrowników i niedobitki próbujące odnaleźć się w nowej sytuacji. W tym niebezpiecznym świecie mężczyźni polują na kobiety, które stały się towarem, i traktują je brutalnie, podczas gdy każde dziecko to prawdziwy skarb. Położna przebiera się za mężczyznę i rusza w głąb spustoszonych przez kataklizm Stanów Zjednoczonych. Ta podróż wiele ją nauczy i pokaże, do czego zdolny jest człowiek w obliczu zagrożenia. Kobieta pozna okrucieństwo, zazdrość i strach, ale też oddanie i miłość. A my, czytelnicy, mamy okazję towarzyszyć jej w kilkuletniej drodze i obserwować zmianę, jak się w niej dokonuje.

Mission zawsze była brudną dzielnicą, zawsze wyglądała na opuszczoną, ale tak naprawdę dotąd tętniła życiem. Teraz była pusta i przerażająca. Szyby w sklepach i restauracjach były powybijane. Nie było żadnego ruchu. W oknach mieszka nad sklepami wisiały koce i flagi zamiast zasłon, wyglądały niechlujnie jak zwykle, tylko śmiertelnie spokojnie. W chłodnym porannym powietrzu słyszała jedynie trzepotanie i gruchanie gołębi oraz okazjonalne okrzyki mew. W mieście nie było tramwajów ani tłumów ludzi, szczekania psów ani muzyki wylewającej się z okien i małych radyjek noszonych przez bezdomnych. Czuć było zapach morza, słodki smród gnijącego jedzenia i trupów. […] Powinna zmusić się do tego, by przestać się martwić, czy nie rozjedzie jej samochód, a zacząć się zastanawiać, co zrobi, jeśli spotka żywego człowieka.

Meg Elison w swojej powieści skupia się przede wszystkim na relacjach między kobietami i mężczyznami, pokazując, jak kruchy jest ustalony dotychczas porządek społeczny. Przyszłość, w której mężczyzn jest o wiele więcej, rysuje się w ciemnych barwach. Kobiety znów zostają tu sprowadzone do roli reproduktorek, obiektów służących do zaspokajania żądz. Światem tym kierują zasady oparte na stereotypowym podziale ról, które ograniczają kobietom wszelkie prawa, odbierają im godność i możliwość podejmowania decyzji. W obliczu katastrofy błyskawicznie następuje zezwierzęcenie ludzi, społeczeństwo jakby cofa się w rozwoju, zapominając o wypracowanych przez wieki regułach. Można powiedzieć, że książka wyraźnie wpisuje się w nurt, którego zdecydowanie najsłynniejszą reprezentantką jest „Opowieść podręcznej”. Oczywiście nie będzie zaskoczeniem, że Meg Elison nie radzi sobie aż tak dobrze jak Margaret Atwood, ale nie może to być zarzut – Atwood jest mistrzynią pióra. Jednakże o ile w „Opowieści podręcznej” zastajemy status quo, w pełni ukształtowany świat, o tyle „Księga Bezimiennej Akuszerki” kładzie nacisk na postępujący proces rozkładu społeczeństwa i pozwala bliżej mu się przyjrzeć, w czym leży siła tej powieści. Co widzimy?

Przede wszystkim narastanie społecznych antagonizmów, coraz większy strach i nienawiść do innych. Można by odnieść wrażenie, że niektórzy z bohaterów wręcz czekali na taką okazję – w zrujnowanych miastach odradzają się konserwatywne wspólnoty religijne, a na szlaku i w mniejszych miejscowościach władzę zdobywa ten, kto okaże się silniejszy (lub lepiej uzbrojony). Cały czas jednak nad światem unosi się widmo zagłady, bo jasne jest, że jedyną nadzieją na przetrwanie ludzkości są dzieci – a nic nie wskazuje na to, aby tajemnicza choroba miała ustąpić.

Elison udaje się wciągnąć czytelnika w nurt narracji i choć, jak wspomniałem na początku, żongluje znanymi motywami, wplata w nie własne oryginalne pomysły i rozwiązania, które spajają całość i stanowią mocną stronę książki. Bez wątpienia w centrum uwagi stawia kobiety, a w szczególności tę jedną, Bezimienną Akuszerkę, której praca w świecie bez dzieci właściwie traci sens. Główna bohaterka to przekonująco skonstruowana postać o najbardziej ze wszystkich pogłębionym rysie psychologicznym. Warto też zaznaczyć, że „Księga Bezimiennej Akuszerki” to pierwszy tom trylogii „Droga donikąd”, który w dodatku kończy się tak, że nie sposób nie czekać na kolejne. Fabuła pierwszej części budzi nadzieję na jeszcze ciekawsze i bardziej oryginalne rozwinięcie historii – bardzo na to liczę!    

Zachęcamy również do obejrzenia naszej wideorecenzji „Księgi Bezimiennej Akuszerki”.  

 

Autor: Meg Elison
Tytuł: „Księga Bezimiennej Akuszerki”
Cykl: Droga donikąd (tom 1.)
Tłumaczenie: Maria Smulewska
Wydawca: Dom Wydawniczy REBIS
Data wydania: 29 września 2020 roku
Liczba stron: 344
ISBN: 9788381880626

Komentarze
Ładowanie...

Ta strona korzysta z plików cookie. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Czytaj wiecej...