Kate Wilhelm – „Gdzie dawniej śpiewał ptak” [Recenzja]
Od pewnego czasu Dom Wydawniczy REBIS powraca do najlepszej klasyki literatury science fiction za sprawą serii „Wehikuł czasu”. Często okazuje się, że te powieści mimo upływu lat wcale się nie starzeją, wręcz przeciwnie – nabierają mocy, bo przekaz w nich zawarty nie tylko nie traci na aktualności, ale czasem wręcz jej nabiera. Nie inaczej jest z książką Kate Wilhelm „Gdzie dawniej śpiewał ptak”.
Powieść rozgrywa się w przyszłości w stosunku do naszych czasów, ale prawdę mówiąc, niewiele w niej elementów, które dziś odbieralibyśmy jako mocno futurystyczne. Nie znajdziecie tu podróży kosmicznych, kolonizacji odległych planet ani rozważań na temat zaawansowanych technologii. Przedstawiona w powieści Ziemia zbliża się bowiem do apokalipsy ekologicznej i nuklearnej – na skutek działalności człowieka i wojen promieniowanie jest tak silne, że nie sposób w nim żyć. W odosobnionej dolinie pewna rodzina decyduje się na założenie szpitala, ma on jednak być jedynie przykrywką dla podziemnego laboratorium, w którym naukowcy próbują sklonować człowieka. W ten sposób chcą uratować przed zagładą rasę ludzką – czy jednak społeczeństwo klonów zastąpi ludzi zamieszkujących planetę? Mogę jedynie zdradzić, że eksperyment wymknie się spod kontroli i nie skończy się tak dobrze, jak zakładali jego twórcy…
– Takiej klęski, jaka nas czeka, nie było odkąd człowiek wydrapał swój pierwszy znak na skale – ot co! I my się na nią szykujemy! Ja się szykuję! Mamy ziemię i ludzi do jej uprawiania, wzniesiemy ten szpital i będziemy prowadzić badania nad metodami utrzymania zwierząt i ludzi przy życiu. Kiedy świat wpadnie w wir śmierci, my będziemy żyli, a gdy będzie głodował, my będziemy jedli. – Nagle przerwał i spojrzał na Davida spod zmrużonych powiek. – Mówiłem im, że wyjdziesz stąd przekonany, że wszyscy mamy bzika. Ale wrócisz, mój chłopcze. Wrócisz, nim zakwitną derenie, bo sam dostrzeżesz znaki.
W czasie trwania akcji książki poznajemy kolejne pokolenia klonów powstałych w laboratorium i obserwujemy rozwój eksperymentu, aż do powstania w pełni autonomicznej, nowej społeczności doliny. W związku z tym zmieniają się także bohaterowie – na początku spotykamy dotychczasowych mieszkańców Ziemi, którzy później ustępują miejsca następcom, swoim „dzieciom”. Kate Wilhelm wyraźnie kontrastuje te dwie grupy, wskazując, że powstali w wyniku klonowania ludzie tracą bardzo wiele – ich indywidualność, różnorodność, pragnienia i potrzeby zanikają na rzecz potrzeby służenia zbiorowości, poświęcenia dla dobra ogółu. Ci, którzy się w jakiś sposób wyróżniają, nie są mile widziani w nowym społeczeństwie – „Gdzie dawniej śpiewał ptak” to pochwała natury i różnorodności, indywidualizmu i inności. Wydaje mi się, że to problemy, które i dziś powinniśmy podnosić i o których powinniśmy dyskutować.
Tak jak wspomniałem, powieść Wilhelm to nie „typowe science fiction”, ale też Kate Wilhelm nie była typową autorką tego gatunku, jeśli w ogóle można w ten sposób powiedzieć. Wystarczy już sam fakt, że jest jedną z nielicznych kobiet zajmujących się literaturą fantastycznonaukową i pierwszą, dla której znalazło się miejsce w serii „Wehikuł czasu”. Nie tworzyła jedynie książek science fiction – pisała również kryminały i powieści detektywistyczne oraz fantastyczne. Dlatego właśnie „Gdzie dawniej śpiewał ptak” nie jest przesiąknięte naukowym żargonem, lecz napisane wciągającym, żywym stylem i literackim językiem. Nie przeszkodziło to jednak w uhonorowaniu powieści prestiżowymi nagrodami – Nagrodą Hugo oraz Nagrodą Locusa.
Wiosłując, rozmawiali o sposobach łowienia ryb, o suszeniu ich na drogę powrotną, o poruszeniu, jakie wywoła w dolinie wiadomość, że ryby mimo wszystko przetrwały. Najstraszniejsze nawet ruiny oglądane z rzeki były jednak niczym wobec obrazu kompletnego zniszczenia, jaki napotkali na przedmieściach Waszyngtonu. Molly oglądała kiedyś w książkach zdjęcia zbombardowanych miast – Drezna, Hiroszimy. Była to taka sama totalna zagłada: ulice zagrzebane pod rumowiskami, tu i ówdzie góry betonu porośnięte winnym pnączem, drzewa tkwiące wysoko nad ziemią, opasujące korzeniami zwały cegieł, płyty i bloki marmuru. Póki się dało, płynęli rzeką. Tym razem katarakty tworzyły przeszkody wywołane ludzką ręką: rdzewiejące samochody, zdruzgotany most, cmentarzysko autobusów…
Warto zaznaczyć, że problematyka poruszona w powieści jest niezwykle ważna, a może nawet jeszcze ważniejsza dziś niż wtedy, gdy książka powstawała. W latach 60. ubiegłego wieku wizja klonowania ludzi była jedynie mrzonką, a odkrycie technologii klonowania – marzeniem naukowców. Dzisiaj ta wizja jest nam o wiele bliższa, dlatego nie otwieramy szeroko oczu ze zdumienia, czytając o idei „społeczeństwa klonów”. Uważam, że główna wartość powieści „Gdzie dawniej śpiewał ptak” dzisiaj zasadza się na poddaniu pod refleksję licznych dylematów natury etycznej – czy wolno i należy klonować ludzi i, szerzej, rozwijać badania z dziedziny inżynierii genetycznej, jakie może to mieć konsekwencje nie tylko dla powstałych w ten sposób istot, ale też dla jednostek poddanych klonowaniu, dla całego społeczeństwa i różnorodności życia na Ziemi. Moim zdaniem w dzisiejszym skomercjalizowanym, zunifikowanym świecie warto podkreślać, że wyjątkowość jest istotna, że każdy z nas jest inny, ma inne talenty, wygląd, osobowość i ze jest to wartością samą w sobie – o tym wszystkim pisze właśnie Kate Wilhelm. Bez wątpienia przyszłość pokaże, że pisarka zawarła w powieści wiele cennych i niezwykle trafnych spostrzeżeń na temat naszej cywilizacji.
Zachęcamy również do obejrzenia wideorecenzji powieści Kate Wilhelm.
Autor: Kate Wilhelm
Tytuł: „Gdzie dawniej śpiewał ptak”
Tłumaczenie: Jolanta Kozak
Wydawca: Dom Wydawniczy REBIS
Data wydania: 21 lipca 2020 roku
Liczba stron: 296
ISBN: 9788381881135