fbpx

Ariana Harwicz – „Zgiń, kochanie” [Recenzja]

Fot. Jerzy Bandel/Bookalog.pl
0

Ariana Harwicz dokonuje jednak dekonstrukcji mitu szczęśliwego macierzyństwa, o którym jesteśmy przyzwyczajeni czytać. Pokazuje drastyczną zmianę, która zachodzi, gdy w domu pojawia się „ten trzeci”, czyli syn.Portretuje dramatyczną walkę wewnętrzną młodej matki i wskazuje, jak silnym przeżyciem jest sprowadzenie na świat nowego życia.

Główna bohaterka Zgiń, kochanie mieszka z mężem w domu z ogrodem, na wsi, z dala od cywilizacji, i właśnie zaczyna, jak powiedziałaby niejedna matka, największą przygodę swojego życia: niedawno urodziła syna. Niestety ta przygoda w jej oczach nie jawi się szczęśliwie – kobieta jest pogrążona w głębokim kryzysie. Nie kocha swojego dziecka, nie czuje już niemal nic do męża, który każdą wolną chwilę spędza z synem. Nie myśli o rodzinie, o przyszłości we trójkę, o czekających ją wyzwaniach. Myśli o nożu, który jest tak blisko… na wyciągniecie ręki.

Krótka, lecz do granic możliwości wypełniona emocjami powieść Harwicz jest aż ciężka od cierpienia. Poznajemy chyba wszystkie oblicza kobiecego smutku, rozpaczy, wściekłości, bezsilności. Bohaterce trudno jest pojąć, co niezwykłego może być w macierzyństwie. Towarzyszy jej nieustannie poczucie osaczenia – dosłownego, z racji odludnego miejsca zamieszkania, i tego metaforycznego. W naszym świecie, w naszej rzeczywistości, oczkiwania społeczne narzucają matce bezwzględną i bezwarunkową miłość wobec swojego dziecka. Tymczasem bohaterka Harwicz czuje, że nadejście dziecka odebrało jej tożsamość, poczucie własnej wartości, seksualność, wolność… nie tylko możliwość odejścia w każdej chwili od kołyski, ale też wolność wewnętrzną. Wolność myśli, fantazji, snów. Z jednej strony obsesyjnie rozmyśla o dziecku, bo inaczej jej nie wolno, z drugiej – desperacko próbuje od niego uciec, uniezależnić się, znieczulić na jego płacz i potrzeby. Nie dziwi fakt, że zostaje z tym zupełnie sama, ponieważ oczywiście nikt jej nie rozumie. To prowokuje ją do budowania wokół siebie coraz wyższego muru, który wydaje się nie do pokonania.   

Leżałam zaledwie o kilka kroków od nich, ukryta w wysokiej trawie. Szpiegowałam ich. Jak to możliwe, że ja, słaba, chora kobieta, która fantazjuje o nożu, mam być żoną i matką tych dwóch osobników? Co zrobię? Ukryłam się, jeszcze mocniej wtulając ciało w ziemię. Nie zabiję ich. Wypuściłam nóż z ręki. Jak gdyby nigdy nic poszłam rozwiesić pranie.  

Harwicz staje w całkowitej opozycji do wszechobecnego obrazu cudu macierzyństwa. W Zgiń, kochanie ta mała istota, którą bohaterka sprowadziła na świat, nie budzi jej miłości, ciepła, wrażliwości, lecz porusza najgorsze struny. Najgłębiej skrywane instynkty, potrzebę destrukcji, zniszczenia, a w ostateczności nawet niesienia śmierci. Główna bohaterka nie daje się polubić. Mimo że tak bardzo nieszczęśliwa, jest też siłą, która niszczy wszystko na swojej drodze. W tym nierównym starciu bezwiednie stajemy po stronie męża i dziecka, których ona nie potrafi pokochać, nie potrafi się nimi zaopiekować, nie chce, nie może ich zrozumieć. Z przerażeniem obserwujemy, jak kobieta osuwa się w obłęd, każdy przejaw troski ze strony męża traktując jak atak i coraz bardziej oddalając się od rodziny.  

W końcu powieść Harwicz jest też portretem kobiecej seksualności – niezwykle bogatym i poruszającym. Czas po porodzie powinien być dla kobiety okresem wyciszenia, odpoczynku, poświęcenia rodzinie. Tymczasem bohaterka Zgiń, kochanie jest zupełnym zaprzeczeniem tej tezy. Jej seksualność jest dzika, nieokiełznana i niezaspokojona, kobieta prowokuje, szuka kontaktu z mężczyznami, jakby dramatycznie pragnęła zaprzeczyć, że niedawno urodziła dziecko. Czuje, że odsuwając na chwilę swoją seksualność, traci w jakiś sposób siebie, zaczyna więc szukać romansu z obcym mężczyzną, ale podobnie jak inne aspekty jej życia, także ten zamienia się w obsesję. Kobieta zaczyna go śledzić, nachodzić, w końcu prowokować do starcia między nim a swoim mężem. Ma erotyczne sny, bogactwo seksualnych skojarzeń bije z jej fantazji, a ona sama jest jak ogień, którego nie da się niczym ugasić. Ale jak pisał już Freud, seksualność idzie w parze z innym pierwotnym instynktem – pragnieniem śmierci, o którym pisałem wcześniej. I tak koło się zamyka.

Nie sposób nie wspomnieć choć kilku słów o charakterystycznym stylu Ariany Harwicz. Powieść nie bez powodu znalazła się na liście książek nominowanych do Nagrody Bookera (przegrywając, co warto nadmienić, z Biegunami Olgi Tokarczuk). O ile historia opowiedziana przez autorkę może się podobać lub nie, o tyle trudno nie docenić niezwykłego stylu: krótkich, ale celnych zdań, precyzyjnie wypełnionych emocjami do ostatniej litery. Za każdym razem, gdy wracamy do książki, kilka chwil wystarczy, żebyśmy przenieśli się w duszny, oniryczny świat opisywany przez główną bohaterkę. Jej rozedrgana, emocjonalna narracja prowadzi nas przez wizje, sny, fantazje i przebłyski trzeźwych myśli, wspomnienia i marzenia, i choć nigdy nie jesteśmy do końca pewni, co jest czym, gdzie jawa, a gdzie zaczyna się sen, to nie przeszkadza. Zdajemy sobie sprawę, że wszystko, o czym czytamy, jest projekcją wewnętrznego świata bohaterki. To właśnie u Harwicz najbardziej nas przeraża – i jednocześnie fascynuje.

Zapraszamy także do obejrzenia recenzji wideo

 

Autor: Ariana Harwicz
Tytuł: Zgiń, kochanie
Tłumaczenie: Agata Ostrowska
Wydawca: Wydawnictwo Pauza
Data wydania: 29 stycznia 2020 roku
Liczba stron: 144
ISBN: 9788395550805

 

Komentarze
Ładowanie...

Ta strona korzysta z plików cookie. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuje Czytaj wiecej...